czwartek, 25 lutego 2016

Liczysz kalorie? MARNUJESZ SWÓJ CZAS!

No i w końcu mówi się o tym głośno!! Coś co powtarzam na każdym swoim wykładzie - LICZENIE KALORII SIĘ NIE SPRAWDZA!!! Moim skromnym zdaniem sprowadzanie roli dietetyka wyłącznie do przeliczenia zapotrzebowania energetycznego, rozkładu makroskładników i rozpisania tygodniowego jadłospisu jest kompletną pomyłką… Ja w każdym razie pracuje w zupełnie inny sposób. 

Zachęcam Was serdecznie do przeczytania najnowszego raportu BBC (01.02.2016r.), który zainspirował mnie do napisania tego postu -> http://www.bbc.com/future/story/20160201-why-the-calorie-is-broken
Artykuł jest dość długi, ale bardzo ciekawy. Dla tych, którzy nie mają zbytnio czasu czytać lub angielski jest blokadą przetłumaczę kilka ważniejszych fragmentów + dodam oczywiście własne refleksje ;) 

Liczenie kalorii się NIE sprawdza. Gdyby tak było, dietetycy nie mieliby pracy, a ludzie znający tabele kaloryczne na pamięć nie musieliby odchudzać się przez całe życie. 
Nasze ciało to nie wzór matematyczny!!! 
Autorzy artykułu podkreślają, że już od samego początku przegrywamy z walce ze zbędnymi kilogramami naszą NAIWNĄ WIARĄ w istotność kalorii. /Zachęcam do przeczytania w artykule skąd się w ogóle wzięło liczenie kalorii - będziecie zaskoczeni ;)/
Nie mówię tu o sportowcach, osobach szykujących się do zawodów sylwetkowych, liczących każdy gram danego makroskładnika, mam na myśli zwykłego Kowalskiego, zwykłą Kowalską odchudzają się bezskutecznie przez całe życie.

Problem zaczyna się od samego wyliczenia naszego ZAPOTRZEBOWANIA ENERGETYCZNEGO. Różne wzory, różne wyniki. Nawet najbardziej precyzyjne wyliczenia nam niewiele dadzą. Analizator składu ciała podaje mi inną wartość PPM (podstawowej przemiany materii), dostępne wzory jeszcze inną.

Ok wyciągnę sobie średnią z tych wszystkich pomiarów. Co dalej? Muszę przemnożyć to przez WSPÓŁCZYNNIK AKTYWNOŚCI FIZYCZNEJ. 
Trenuje czasem 2 x w tygodniu. Czasem 4. Czasem 5. To jaki mam współczynnik aktywności fizycznej??
W jednym tygodniu przebiegnę 5 km, w innym 15km. Raz mam hatha jogę, a raz astangę - przecież to dwa ZUPEŁNIE RÓŻNE treningi. Na zajęciach fitness zazwyczaj ćwiczę, ale czasem muszę się zatrzymać, aby kogoś poprawić. Prowadząc trening personalny nieraz muszę dużo pokazywać, a nieraz nie ma takiej potrzeby. Na siłowni raz robię nogi, raz mniejsze partie mięśniowe. Raz wejdę schodami, a raz wjadę windą. Raz uda mi się zaparkować bliżej wejścia do marketu, a nieraz dalej. Nieraz śpię 6 godzin, a nieraz 8. Co wtedy z moim ZAPOTRZEBOWANIEM????

Już na samym wstępie dokładne wyliczenie zapotrzebowania jest mało możliwe. 
Czy bierze pod uwagę indywidualne cechy? Somatotyp? GOSPODARKĘ HORMONALNĄ?! Kortyzol, insulina i wiele, wiele innych - czy one w ogóle nie mają znaczenia?????
Przecież jedna osoba zje mały kawałek ciasta i kompletnie nic się nie stanie, a druga z insulinoopornością zrobi po takim małym odstępstwie 2 godzinny trening, a i tak przytyje pół kilo. A dlaczego osoby przyjmujące leki sterydowe tyją POMIMO STAŁEJ kaloryczności diety?
A co w wypadku problemów z mikroflorą jelitową (kto ich obecnie nie ma…), trawieniem, WCHŁANIANIEM? Co z naszą codzienną zmiennością?? 
Mnie osobiście jako dietetyka właśnie to wszystko NAJBARDZIEJ interesuje!

Ale Ok. Miałam się koncentrować na kaloriach, w końcu o tym piszę.
To powiedzmy, że metodą prób i błędów ustalimy odpowiadającą nam wartość energetyczną i rozkład makro. Co dalej? No jak to co - trzeba OSZACOWAĆ KALORYCZNOŚĆ spożywanych posiłków ;)) Nic prostszego! Przecież w Internecie znajdziemy tysiące tabel!!

Chwileczkę… ale skąd takie RÓŻNICE?? Jeden produkt, a w każdej tabeli zupełnie inne wartości. 
A czy np. takie jabłko będzie miało taką samą wartość odżywczą niezależnie od odmiany? A czy przechowywanie nie pozostanie bez wpływu na jego makro? A gotowanie, a pieczenie?
A orzechy, które zawierają KWAS FITYNOWY, ziarna, pestki… Ile z tego kcal i makroskładników się tak naprawdę wchłonie?? Bilans netto vs brutto…
A weźmy sobie też przykładowo stek. Co z jego kalorycznością? Jaki stek bierze się pod uwagę w tabelach? Krwisty, medium rare, a może wysmażony? Przecież stopień obróbki, różnice strukturalne mają naprawdę duży wpływ na wartość odżywczą!! Surowe a gotowane czy smażone to BARDZO DUŻA różnica! Czy tabele biorą to pod uwagę??

Szkoda, że tak skrupulatnie liczymy kalorie, zamiast liczyć ilość chemii w wykazie składników…

Zawsze bawią mnie wszelkie grafiki na facebook’u typu:
To jest jeden pączek.
Jeden pączek ma 400 kcal.
Aby spalić tego pączka musisz przez 60 min biegać lub przez 80 minut jeździć na rowerze itp. itd.
‚Bądź jak pączek’ ;) to tak a propos ostatnich fejsbukowych trendów ;)
Bardzo często taka matematyka się nie sprawdza…

Czy chęć schudnięcia powinna się zatem kierować LICZENIEM KALORII?
Oznakowania wszystkich produktów spożywczych, aplikacje na telefony, ogólnodostępne tabele kaloryczności czy to rzeczywiście na tym powinniśmy się koncentrować ???? Czy idziemy w dobrym kierunku??

Bardziej znaczące od dokładnej ilości kalorii jest RODZAJ ŻYWNOŚCI z jakiej one pochodzą. 
Czy ta żywność nam w ogóle służy? Co tam gazy, co tam wzdęcia, ważne, że smakuje;) 
Czy dziko żyjące zwierzęta borykają się z nadwagą? W jakiej formie te zwierzęta spożywają posiłki? Surowej, nieprzetworzonej! Nie wyjmują patelni i oleju kokosowego, nie nastawiają piekarnika ;) 
Żywność, którą my najczęściej spożywamy jest już ‚MARTWA’… Stąd też pozbawiona wieeelu walorów odżywczych, żywych kultur bakterii… Ale to przecież nieważne. Ważne, aby miała mało kalorii ;)

Autorzy raportu BBC wskazali ciekawy przypadek. Mysz, która zjadła swój pokarm między 09.00 a 17.00 (czyli nieśmiało podpowiadam - 16h post ;)) przytyła MNIEJ niż mysz, która zjadła IDENTYCZNĄ ILOŚĆ pokarmu małymi porcjami w ciągu 24 godzin. To tylko taki przykład. Czytałam już w życiu wiele ciekawszych badań w tym temacie:) 
Ale zastanówmy się przez chwilę. Czy zatem popularne porady typu jedz małe porcje, ale często sprawdzają się?;) 
Do mnie trafia mnóstwo pacjentów, którzy tej zasady przestrzegali, odżywiali się zdrowo, trzymali się ‚kaloryczności’, a schudnąć nie mogli ;) 
Praktykując zasadę małych, częstych posiłków bardzo łatwo ZAGŁUSZYĆ SYGNAŁY płynące z organizmu… 
Bo koniecznie trzeba zjeść śniadanie zaraz po wstaniu. 
Bo minęły już 3 godziny od ostatniego posiłku. 
Bo trzeba zjeść nie później niż 3 godziny przed snem. 
Czy właśnie tędy droga?? 
Z mojego punktu widzenia brak odpowiednich bodźców z ośrodka głodu i sytości nie wróży sukcesu w odchudzaniu…

Koncentrowanie się na kaloriach jest BŁĘDNYM podejściem. 
Zdecydowanie lepiej zapoznać się z INDEKSEM SYTOŚCI. 
Czy po spożyciu 4 kuleczek rafaello będę najedzona tak samo jak po sałatce z kurczakiem, warzywami i oliwą z oliwek, która będzie miała taką samą wartość energetyczną?? 

No dobra, ale kto je rafaello to przecież dużo kalorii;) Co ja za przykłady tu podaje?! 
To weźmy wafle ryżowe, one mają mało kalorii. Czy po takim posiłku czuć sytość? Czy po takim posiłku czuć energię? Czy po takim posiłku jest się ZADOWOLONYM?
Ja 3 krotnie odpowiadam nie.

Myślę, że kluczem do sukcesu jest ZMIANA WŁASNEGO PODEJŚCIA. 
Może zabrzmi to jak frazes, ale dla mnie, aby dieta miała sens MUSI BYĆ STYLEM ŻYCIA!! Inaczej to walka z wiatrakami! Wieczne niepowodzenia, naprzemienne pilnowanie się z popuszczaniem, narastająca frustracja odchudzaniem ‚przez całe życie’…

Osobiście nie wyobrażam sobie rezygnować z towarzyskich spotkań, ograniczać się, IZOLOWAĆ, bo… tam gdzie idą znajomi będzie ‚dużo pokus’. Zamiast myśleć czy mięso, które właśnie sobie nakładam ma 200 czy 300 kcal wolę skupić się na rozmowie z przyjaciółmi i cieszyć się chwilą. 
Będąc we Włoszech po wypiciu dwóch lampek wina, NIE MAM WYRZUTÓW SUMIENIA i nie zakładam w popłochu butów sportowych, aby spalić jak najszybciej spożyte kalorie. Nie przeliczam takich rzeczy, nie spinam się, jestem AKTYWNA NA CO DZIEŃ. 
Ćwiczę, bo lubię, a nie bo muszę spalić kalorie. 
Nie trzymam w torebce wagi do ODMIERZANIA PORCJI. 
Mam znaczne ciekawsze rzeczy do robienia w wolnym czasie niż przeliczanie tego co zjadłam… 
Jak mam full pracy to wolę zjeść 3 posiłki w ciągu dnia, po których będę NASYCONA na długo, ZADOWOLONA i PEŁNA ENERGII do działania. Tego właśnie wtedy potrzebuje! Sorry, ale w takich chwilach nie mam czasu na małe porcje co 2-3 godziny i ciągłe spadki energii związane z wyrzutami insuliny… 
Sama unikam glutenu i nabiału, a jestem w stanie poradzić sobie W KAŻDEJ SYTUACJI, nawet lądując w środku nocy na kebabie. Nikt nie robi problemów gdy poproszę bez bułki i sosu, zawsze udaje się dogadać. 
Ja nie koncentruje się na kaloriach, tylko na tym CO SŁUŻY MOJEMU ORGANIZMOWI, a co nie! 

Ale to tylko takie moje własne podejście do tematu odżywiania…




wtorek, 2 lutego 2016

ŚNIADANIA BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE - o co tak naprawdę chodzi?

Czy w swojej diecie wprowadziłeś/aś już stosunkowo dużo ograniczeń i nadal nie możesz schudnąć?
Nie pijesz napojów gazowanych, słodzonych soków, unikasz słodyczy, ograniczasz tłuszcz, pieczywo jasne zamieniłeś/aś na pełnoziarniste, makaron pszenny na razowy, a efektów nadal nie widać? 
Dopada Cię frustracja. Coraz więcej wyrzeczeń, jeszcze więcej ćwiczeń, a czujesz, że stoisz w miejscu??
Spróbuj dokonać jednej, małej zmiany! 

Internet, telewizja czy czasopisma przeznaczone dla kobiet są zgodne - WĘGLOWODANY ZŁOŻONE najlepszym pomysłem na śniadanie! 
Chcesz być szczupły i zdrowy? 
Jedz kanapki z pełnoziarnistego pieczywa! 
Owsianka śniadaniem mistrzów! 

Też tak kiedyś myślałam :) I też tak sama jadłam! 
Albo kanapeczka z ciemnego pieczywa, naleśnik z mąki razowej/orkiszowej, zdrowe smoothie własnej roboty lub płatki owsiane z jogurtem naturalnym i świeżym owocem. 
Z czasem zaczęłam zauważać, że w dolnej okolicy brzucha zaczyna mi się odkładać więcej TKANKI TŁUSZCZOWEJ. 
Ale jak to??? Przecież nigdy nie miałam z tym problemu!! 
Jeszcze wtedy studentka dietetyki, początkująca instruktorka fitness. Codzienne ćwiczenia, regularne, zbilansowane posiłki, książkowo - 5 porcji co 3 godziny.

Nie rozumiałam. Jem zdrowo, dużo ćwiczę - czemu nie ma takich efektów jakbym chciała??? 
Zaczęłam ćwiczyć jeszcze więcej. Efekty były coraz gorsze. Miałam większy apetyt (oczywiście na węglowodany) i w ciągu dnia czułam senność i zmęczenie. 
Postanowiłam się gruntownie przebadać. 
Podwyższone TSH. Wizyta u endokrynologa. Początki NIEDOCZYNNOŚCI TARCZYCY. 
Na euthyrox się nie zdecydowałam, postanowiłam dać sobie najpierw szansę ze zmianą diety. Pojeździłam w międzyczasie trochę na szkolenia, trochę poczytałam, trochę pomyślałam… Zanim na dobre wyeliminowałam ze swojej diety gluten i krowi nabiał, zdecydowałam się zacząć od wprowadzenia jednej MAŁEJ ZMIANY. 

Śniadania. 
Do tej pory węglowodanowe. Miały dawać energię, a po 2-3 godzinach odczuwałam już zmęczenie i ospałość. Do tego dość szybko łapał mnie głód. Mimo, że rzadko pozwalałam sobie na słodycze/ciasta, apetyt na słodkie męczył mnie cały dzień. 
Co zrobiłam? Wprowadziłam jedną, małą zmianę, która odmieniła naprawdę wiele!

Na początku nie było mi łatwo przestawić się i zrezygnować z mojej ulubionej owsianki czy owocowego smoothie. Ale jak to tak? Bez węglowodanów? Skąd ja będę czerpać energię? 
Z białka i tłuszczu;)
Przerzuciłam się na ŚNIADANIA BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE!

Co jest teraz podstawą moich śniadań? 
Niezwykle odżywczy produkt jakim jest…JAJKO! :) W najróżniejszej postaci - jajecznica, omlet, muffiny jajeczne, jajko na miękko, zapiekanka jajeczna. Oczywiście jaja od szczęśliwej kurki ;) 
Dodatki dowolne! Omlety z jarmużem, szpinakiem, papryką, pomidorem, z kurkami, z pieczarkami, kiełkami - możliwe kombinacje są nieograniczone! 

Mogłam jeść to codziennie i w ogóle mi nie brakowało (i nadal nie brakuje) pieczywa!
Teraz obecnie ze względu na stosowaną dietę eliminacyjno-rotacyjną (nietolerancja białka jaja kurzego) jaja spożywam co 4 dni, więc musiałam wykombinować coś innego w koncepcji białkowo-tłuszczowej. 

Świetnie sprawdza się tutaj zestaw jakim jest MIĘSKO + warzywa! Oczywiście nie szynka z tablicą mendelejewa w składzie tylko mięso dobrej jakości - drobiowe, wieprzowe, wołowe, a także moja ulubiona dziczyzna, do której szczęśliwie mam dostęp. Świetnie sprawdzą się także szynki dojrzewające (mój mąż przyrządza przepyszną:)) lub pasztety domowej roboty. 
Na szczęście coraz więcej sklepów wychodzi na przeciw wymaganiom coraz bardziej świadomych żywieniowo klientów! Nawet w Biedronce można dostać stosunkowo dobrej jakości kabanosy (Konspol) lub białą (Sokołów), które w swoim składzie mają wyłącznie mięso, przyprawy i sól. Do mięska zawsze są WARZYWA! Dużo warzyw ;) 
Ja w okresie zimowym raczej stronię od pomidorów z Hiszpanii. Stawiam na nasz polski super food jakim są… KISZONKI! :) Prawdziwe, kiszone (nie kwaszone!) ogórki z powodzeniem zastępują mi pomidory. To nie tylko świetne źródło witamin, ale także bardzo ważnych dla nas bakterii probiotycznych <3 

Ostatnio moim ulubionym śniadaniem białkowo-tłuszczowym jest AWOKADO! :) Odpowiednio miękkie, gotowe do spożycia awokado, kroję na pół, wyjmuję pestkę i do środka pakuję to, na co mam aktualnie ochotę:) Najczęściej mój farsz stanowi drobno pokrojona papryka oraz pomidor suszony. Całość pokrywam plastrem sera koziego i jak mam nieco więcej czasu - wkładam na 10 minut do piekarnika :) 

Czasem skuszę się na SAŁATKĘ. Nie jest to jednak liść sałaty z pomidorkami koktajlowymi i marchewką. Umarłabym z głodu;) Stawiam na syte sałatki. Jak uda mi się dorwać dobrej jakości rybę, dodaję rybę:) Czasem są to orzechy. Po prostu to, co aktualnie mam w domu:) Do sałatki dodaję zawsze porcję tłuszczu - minimum łyżkę dobrej jakości oliwy z oliwek.

Po więcej przepisów zapraszam na moją facebookową grupę Clean Eating, na której można znaleźć dużo inspirujących przepisów!:)
https://www.facebook.com/groups/1008891972485382/?fref=ts

Po takich śniadaniach jestem syta i szczęśliwa ;) 
Po takich śniadaniach mam dużo energii. 
Nie jestem głodna za 2-3h, kolejny posiłek mogę zjeść za 4, nieraz 5 godzin!
Nie blokuje sobie od rana spalania tkanki tłuszczowej!!!

To moje własne odczucia oraz odczucia wielu moich pacjentów. 
Jak ma się do tego fizjologia człowieka?? 
Postaram się przedstawić wszystko najprościej jak potrafię. 

Rano po przebudzeniu nasz poziom kortyzolu jest najwyższy. Gdy hormon ten działa bez podniesionego poziomu insuliny dochodzi do ‚rozbicia’ trójglicerydów na wolne kwasy tłuszczowe w celu wykorzystania ich jako źródło energii (lipoliza czyli mówiąc kolokwialnie ‚spalanie tkanki tłuszczowej’ staje się możliwe!). Słowo klucz - bez podniesionego poziomu insuliny.
W momencie gdy jemy węglowodany (nie ważne już czy są to cukry proste czy złożone) zawsze dojdzie do podniesienia poziomu glukozy we krwi, co skutkuje wyrzutem insuliny przez naszą trzustkę! Poziom kortyzolu jest cały czas wysoki. Do czego dochodzi w efekcie? Elegancko blokujemy sobie od rana spalanie tkanki tłuszczowej! 
Przedstawiłam to w DUŻYM SKRÓCIE.

Czasem rozkładając nieodpowiednio makroskładniki w swojej diecie nieumyślnie uniemożliwiamy sobie osiągnięcie wymarzonych efektów. Zatem jedząc teoretycznie zdrowe śniadanie np. płatki z mlekiem (czyli cukier z cukrem…) automatycznie blokujemy sobie spalanie tkanki tłuszczowej. Doskonałym wyjściem są śniadania białkowo-tłuszczowe!

Czy są one receptą dla wszystkich? 
Nie! Jeśli jedząc węglowodany na śniadanie czujesz się ok, jesteś zdrowy/a, nie masz spadków energii w ciągu dnia, a efekty sylwetkowe Cię zadowalają - absolutnie NIC NIE ZMIENIAJ! :)

Zachęcam jedynie do tego, aby nie iść utartymi, dietetycznymi schematami (’’węglowodany złożone najlepszym pomysłem na zdrowe śniadanie’’) tylko próbować, próbować i jeszcze raz próbować. Aż znajdzie się NAJLEPSZE DLA SIEBIE rozwiązanie!

Ja nie byłam zadowolona ze swoich efektów, wyniki badań mnie nie satysfakcjonowały, czułam codziennie ospałość i zmęczenie, dlatego szukałam, kombinowałam, testowałam. Obecnie nie wyobrażam już sobie jeść innego śniadania niż BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE :)