poniedziałek, 5 września 2016

Co z tym...mięsem?

Przyznam, że ten post długo się we mnie zbierał… 
Zauważyliście pewne zmiany w moim odżywianiu i pytacie mnie o to… 
Poczułam, że to najwyższa pora, aby opowiedzieć wszystko od początku i wyjaśnić co trzeba:) 
O czym będę dzisiaj pisać? 
O moim obecnym stosunku do MIĘSA. 

Moja droga z odżywianiem zaczęła się na studiach licencjackich i magisterskich z dietetyki.
Wtedy poznałam PIRAMIDĘ ŻYWIENIA, na której opierałam komponowanie swojego jadłospisu. 
I tak w przerwach między zajęciami były kanapki z pełnoziarnistego pieczywa, jogurty odtłuszczone, soczki owocowe, płatki owsiane na mleku 0,5%, pełnoziarnisty makaron itp itd - byłam święcie przekonana, że jem ZDROWO. 
5 posiłków dziennie, co 3 godziny. 
No i śniadanie w ciągu 15 minut od wstania, bo inaczej to przecież ‚niezdrowo’ ;). 
Takie odżywianie NIE przekładało się bynajmniej na efekty sylwetkowe (więcej tkanki tłuszczowej niż teraz), samopoczucie (ospałość cały dzień) ani zdrowie (niedoczynność tarczycy).
Czułam, że jest coś czego jeszcze nie wiem ;) 

Dlatego bardzo chętnie jeździłam po całej Polsce na konferencje, szkolenia, kursy - zwiększając swoje KOMPETENCJE i przede wszystkim…poszerzając własne horyzonty! 
Jestem osobą, która zawsze chętnie wysłucha. 
Nie muszę się z kimś zgadzać, ale mój umysł nigdy nie jest zamknięty na teorie inne niż moja.
To były czasy, w których uczestniczyłam w wieku szkoleniach m.in. Iwony Wierzbickiej czy Kuby Mauricza. Dowiedziałam się m.in. jaki wpływ na nasz organizm ma gluten, laktoza, kazeina czy inne substancje antyodżywcze… Dowiedziałam się, dlaczego dieta promowana przez piramidę żywieniową może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Poznałam styl odżywiania PALEO/samuraj, za którym sama długo podążałam. 
/Kto nie pamięta na czym polega paleo odsyłam do mojego postu z zeszłego roku - http://bit.ly/odieciepaleo./

Pamiętam, że ciężko mi było to przetrawić wszystkie informacje uzyskiwane na szkoleniach, w końcu były tak różne od wiedzy przekazywanej na uczelni. 
Ale jak zawsze - postanowiłam SPRÓBOWAĆ :)
Jak się czułam na takim odżywianiu? 
Duuużo lepiej :) Zarówno jeśli chodzi o sylwetkę, wyniki badań czy samopoczucie. I co ważne -udało mi się wyprowadzić niedoczynność tarczycy właśnie taką dietą + właściwą suplementacją. 
Generalnie - NIEBO A ZIEMIA, jeśli miałabym przyrównać to odżywianie do piramidy żywieniowej. 
Co było dalej? 

Trochę wstyd mi to pisać, ale przyznam się Wam. 
Nie byłam do końca szczęśliwa jak do mojego gabinetu przychodzili wegetarianie/weganie. Dlaczego? Bałam się, że nie będę w stanie pomóc tak jakbym chciała. Byłam zdania, że nie da się w pełni pokryć ZAPOTRZEBOWANIA na wszystkie składniki odżywcze nie jedząc mięsa. /I tym samym nie uciekając się do odżywek białkowych - z aspartamem, acesulfamem i całą resztą chemii w składzie, ani soi, której fanką nie byłam i nadal nie jestem/.
Teraz powiem, że rzadko osoby, które jedzą mięso nawet kilka razy dziennie mają odpowiedni poziom chociażby witaminy B12 ;)) 

W międzyczasie obserwowałam też na Facebooku wszystkich zagorzałych zwolenników diet BEZMIĘSNYCH. Nie podobało mi się to (i nadal mi się nie podoba! :( ) jak hejtują wszystkie osoby promujące paleo/samuraja. Takie coś mnie jedynie odpychało.
Jednak nadal chętnie zagłębiałam badania naukowe na temat wpływu diet wegańskich/wegetariańskich na organizm człowieka. 
Rozmawiałam też długo z moimi wieloma wege-pacjentami (wbrew pozorom ja jako dietetyk również dużo czerpię od swoich pacjentów! <3 ).   
I jak to ja - testowałam na własnej skórze dużo swoich żywieniowych pomysłów ;) 

Tak jak wspominałam - nigdy nie byłam i NIGDY nie będę zamknięta na jedną teorię, której się kurczowo trzymam. Słucham, dowiaduję się, testuję. 
Nadszedł czas, w którym wpadłam na pomysł 2 tygodniowego DETOKSU, który wykluczał m.in. spożycie produktów mięsnych. Ogłosiłam wydarzenie na całą Polskę, skomponowałam przykładowy jadłospis i jak to ja - testowałam oczywiście na własnej skórze ;) 
/Tutaj znajdziecie link do tego wydarzenia, wszystkie przepisy, porady oraz moje spostrzeżenia i efekty http://bit.ly/14dniowyDETOKS/
Osoby, które śledzą od dłuższego czasu mojego fanpage’a wiedzą jak czułam się po takim ‚,oczyszczaniu’’:)
Dało mi to do myślenia…
Nigdy nie byłam osobą, która je codziennie na śniadanie boczek, na obiad klopsy wieprzowe, na kolację tatar wołowy, w między czasie podgryzając kabanosa drobiowego - jednak mięso było stałym gościem w moim jadłospisie. 

To było pierwsze 14 dni w moim życiu zupełnie bez mięsa. Efekty skłoniły mnie do refleksji… 
To był też czas, gdzie coraz bardziej poznawałam AJURWEDĘ. 
/O swojej przychodzie z ajurwedą pisałam m.in. w tym poście: http://bit.ly/przygodazajurwedą)/
I zauważyłam jak z dnia na dzień, małymi krokami zaczęłam ograniczać mięso w swojej diecie.
Jak jest teraz? 

Nie powiem, że w ogóle nie jem mięsa. Jednak nie robię tego częściej niż 1x w tygodniu.
Czy dlatego, że sobie odmawiam?
Nie. Nie mam na nie ochoty, to nie jem ;) 
Może to zabrzmi zabawnie w ustach 26 latki, ale im jestem starsza tym bardziej potrafię słuchać tego co podpowiada mój organizm. (oczywiście wcześniej odpowiednio oczyszczony od m.in. substancji antyodżywczych, w końcu jedząc pszenną bułkę ma się ochotę na pszenną bułkę)

Jak się teraz odżywam? 
Przyznam, że nieraz dosłownie staję na głowie, aby sprostać swoim wymaganiom żywieniowym ;) Ale przynajmniej mam bodziec, aby ciągle rozwijać się kulinarnie <3
W końcu unikam glutenu, nabiału, ograniczyłam mięso, nadal starając się odpowiednio spożywać węglowodany (okołotreningowo, a nie w każdym posiłku) + w dalszym ciągu przestrzegam założeń śniadań białkowo-tłuszczowych, które się u mnie sprawdzają świetnie (a ze względu na nietolerancję, nie mogę też sobie spożywać jajek każdego dnia ;)). Jednym słowem CYRK na kółkach - jak dobrze, że jestem dietetykiem :D 
/Moje pomysły na dania możecie obserwować niezmiennie na Clean Eating http://bit.ly/CleanEatingByGruszecka /

Czy boję się NIEDOBORÓW? Nie - suplementuję się niezależnie od spożywanych przeze mnie produktów. Z dzisiejszą jakością żywności (niestety :( ) uważam, że to odwaga się nie suplementować… 

Czy boję się zbyt małej ilości BIAŁKA w mojej diecie? Nie. Udało mi się w końcu znaleźć takie, które nie ma chemii w składzie jak większość odżywek na rynku. Stosuję je co jakiś czas jako dodatek do koktajlu lub naleśników. Ale i tak nie robię tego codziennie ;) Nie mam celu budowania masy mięśniowej. I właśnie teraz czuję się lepiej w swoim ciele :):) 

Jak się czuję po takiej zmianie żywieniowej? Hmmmm… przede wszystkim LEKKO! :) Głodna nie chodzę (jak zawsze stosuję duuużo zdrowego tłuszczu), poziom energii dopisuje (na to na pewno nie mogę narzekać), wyniki badań są dobre (nigdy nie miałam tak ładnego TSH, FT3, FT4, antyTPO i antyTG), a samopoczucie świetne! :) 

Kończę już mój wywód. 
I tak jak zawsze wyszło dłużej niż planowała (przepraszam Was, ja po prostu o żywieniu mogłabym pisać godzinami!).
Co bym chciała abyście ZAPAMIĘTALI? 
Nie podążajcie ślepo za żadnymi systemami żywieniowymi czy modnymi dietami. 
Nie namawiam też do tego abyście teraz nagle porzucili mięso. Ja po prostu opowiedziałam Wam o swoich doświadczeniach. Ty możesz mieć zupełnie inne. 
Zachęcam jedynie do nie zamykania się na inne i… próbowania.  
Słuchajcie swojego organizmu. 

TO LEPSZY DORADCA NIŻ NAJLEPSZY DIETETYK ;))